Działo się to pod koniec XIX lub na początku XX wieku gdzieś w Niemczech.
Pewien chrześcijanin znalazł pracę w fabryce. Skromna wypłata wystarczała akurat, by wyżywić rodzinę. Jednak ten człowiek był szczęśliwy i zadowolony; każdego dnia dziękował Bogu za wszystko, co otrzymał w darze z ręki Bożej.
Jego bogaty pracodawca przypisywał wszystko swoim własnym zdolnościom i zawsze naśmiewał się ze swojego pracownika, gdy słyszał jak on w prostych słowach opowiadał o Panu Jezusie.
Pewnego dnia podczas przerwy śniadaniowej szef zauważył, jak jego pracownik przysiadł na ławce, by podziękować Bogu za pokarm. Nim ugryzł kawałek chleba ów szef podszedł i zaczął szydzić:
”Cóż to, za tak marną kromkę chleba ty się jeszcze modlisz? Czyżby twój Bóg nie był w stanie ci dać ciepłego obiadu z kawałkiem mięsa?
JA moje konto w banku!”
Chrześcijanin spojrzał smutnie na swojego szefa, który z drwiącym śmiechem odszedł do swojego biura. ”Jakże pięknym byłoby, gdyby ten pyszny człowiek znalazł Pana Jezusa jako swojego Zbawiciela” – pomyślał sobie.
Gdy pracownicy skończyli pracę, szef został jeszcze w swoim biurze, jak to zwykł czynić. Nagle usłyszał jak ktoś do niego mówi. Rozejrzyj się, ale w biurze nikogo nie było. A jednak wyraźnie słyszał głos:
”Dziś w nocy umrze najbogatszy człowiek w mieście”.
Wielka trwoga ogarnęła jego serce. Pośpieszył do domu i kazał przywołać swojego lekarza., który dokładnie go przebadał.
„Nic panu nie dolega, jest pan w pełni zdrowy” –
postawił lekarz diagnozę.
„Jednak proszę pana, by pan tej nocy był przy mnie obecny”.
Lekarz próbował uspokoić swojego pacjenta, jednak to nic nie pomogło, dlatego zapewnił, że zostanie na noc w domu właściciela fabryki. Bardzo długo rozmawiali o przeróżnych rzeczach, jednak przedsiębiorca nie zaznał spokoju.
„Dziś w nocy umrze najbogatszy człowiek w mieści” – ciągle brzmiała mu w uszach ta złowieszcza groźba. Gdy w końcu poszedł do łóżka, nie było mowy o śnie. Pełen strachu przewracał się z jednego boku na drugi.
Zupełnie niewyspany, a jednak z wielką ulga zasiadł rano do śniadania. Stwierdził, że ten głos musiał być tylko jakimś urojeniem jego wyobraźni. Lekarz pożegnał się, a właściciel fabryki poszedł do swego biura. Na biurku zobaczył kartkę z wiadomością, którą mu położyła sekretarka. Z ciekawością sięgnął po nią i zaczął czytać… Blady, drżącymi rękami odłożył kartkę z powrotem na miejsce. Jego pracownik, z którego wiary tak się wczoraj naśmiewał, zmarł w nocy. Odszedł najbogatszy człowiek w mieście!
Mając Jezusa – mamy wszystko!
Jesteśmy najbogatszymi ludźmi na świecie 🙂