You are currently viewing Zbyszek z Zielonej Góry

Zbyszek z Zielonej Góry

Pochodzę z Zielonej Góry. Mieszkałem tu przez 17 lat, na ul. Moniuszki, około 100 m od budynku Kościoła. Gdy byłem dzieckiem wielokrotnie słyszałem komentarze pod adresem osób uczęszczających do tego kościoła. Ale to, co ludzie mówili było kłamstwem. Dziś to wiem. Nazywaliśmy ich „kocią wiarą”. Tak wpoili nam sąsiedzi. Ludzie przestrzegali nas przed tym, że tam morduje się koty. Śmialiśmy się z osób uczęszczających do tego Kościoła i z tych kotów. Nikt z nas jednak nie znał prawdy.

To, co będę pisał jest trudną rzeczą. Te kamienie, które trafiały w okna Kościoła, to my i nasza obsesja pchana przez nieświadomość prawdy. Pewnego dnia jakiś człowiek zaprosił nas do środka byśmy zobaczyli jak tam jest. Odbywało się akurat nabożeństwo, pamiętam je do dziś, a szczególnie modlitwę, w której zachowywałem się śmiesznie i wulgarnie. Ale po spotkaniu stało się coś niesamowitego. Miałem wtedy ze 13 lat, a moi koledzy do 17. Było nas 5 chłopców. Poszliśmy do pokoju obok i tam jacyś mężczyźni zaczęli modlić się o nas z nałożeniem rąk. Co dziwne zaczęli prorokować znając myśli moich kolegów. Kiedy koledzy to usłyszeli, przestraszyli się. To było ostanie spotkanie w tym kościele. Pewnie jeszcze nie raz podnosiliśmy rękę na ten budynek.

To co stało się z życiem moim i moich kolegów, to istna tragedia. Wszyscy wylądowaliśmy uzależnieni od narkotyków (heroiny) i staliśmy się złodziejami. Przez 8 lat używałem życia myśląc, że jest dobrze. Wiedziałem, że to nie zabawa, bo byłem zniewolony prze jakiś diabelski proszek, który pochłonął całe moje życie. Na tym poprzestanę. Można się domyśleć, jakie życie podczas brania daje diabeł. Takie ładne pudełeczko, a w środku robactwo i zaraza nie do ominięcia. Już mnie miał na zawsze i jak mi się wydawało próbował mnie zgładzić, potępić i zniszczyć wszystko, co miałem. Ale to Bogu, Panu Jezusowi, upodobało się wyrwać mnie ze szponów złego. Ja nawet nie chciałem spotkać Pana, bo tak naprawdę nigdy o Nim nie słyszałem. To Jezus wielokrotnie ratował mi życie. Dopiero dziś o tym wiem. On jest cudowny.

W końcu podjąłem pierwszą próbę leczenia w jakimś tam ośrodku odwykowym. Tam spędziłem 8,5 miesiąca. Zmieniłem się, ale fizycznie serce nadal było zimne i puste. Tam spotkałem człowieka, który mówił o Bogu, ale bardzo go nie lubiłem, jak bardzo. Któregoś razu powiedział mi o ośrodku w Toruniu. Chwała Bogu, że On już wtedy działał, aby mi pomóc. Po powrocie znowu zacząłem „brać”. Jedno było pewne, stałem się gorszy niż wcześniej. I tak po 3 miesiącach chciałem uciec jednak było w tym coś cudownego, że jedna strona ciągnęła mnie do ośrodka, a zła za granicę do Holandii, zarabiać „kasę”. W mojej głowie zrodziły się myśli, że nie ma Boga, ze Biblia to stek kłamstw itp.

Pewnego dnia okazało się, że mogę szybko trafić do ośrodka w Toruniu. To był cud. Kiedy mijał 18 dzień mojego pobytu w ośrodku, przyjechała grupa ewangelizacyjna z Holandii. Dzielili się z nami świadectwem. Bogu niech będą dzięki za ten wieczór i resztę wydarzeń. Wszyscy przyjęli Chrystusa jako Zbawiciela, płakali. Ja nic nie przeżyłem i nic mnie nie dotykało. Wyznałem grzechy i płakałem, ale wyłącznie dlatego, że inni też płakali. Było mi wstyd, ze mam takie twarde serce. Ja pragnąłem płakać z serca, ale nie mogłem. Tego wieczoru zacząłem się modlić. Miałem mało wiedzy o Jezusie, ale On zamieszkał w moim sercu i dał mi miłość tę doskonałą. Nikt nie mógł wpłynąć na zmianę mojego życia. Żaden człowiek nie był w stanie mi pomóc. Zrobił to sam Pan Jezus i chwała Mu za to. I tak cud za cudem Pan sprawiał w moim życiu. Jezus zmienił moje serce i nigdy w życiu nie oddałbym tej nadziei.

Dziś pracuję w służbie z uzależnionymi. Mam kochany kościół. Jezus zmienił całkowicie moje życie. Przestałem przeklinać, brać narkotyki, pić alkohol, uprawiać „wolny” seks. Pan dotarł do mojego wnętrza przemieniając je. Jego cudowna miłość rozlała się we mnie. Dziś wiem, że żaden człowiek i żadna terapia nie jest wstanie zmienić serca, tylko ta cudowna miłość. Jak Jezus mnie prowadzi? Jak każde dziecko uczy mnie posłuszeństwa. Jezus pozwolił mi kochać ludzi, pozwolił mi kochać samego siebie. Jest to cudownym gestem miłości bożej w naszym kierunku. Mówię o śmierci Jezusa za nasze grzechy. Ja doznałem odpuszczenia grzechów i dostałem nowe życie, nowe myśli i nowe serce. Wszystko było procesem, ale niech będzie chwała Bogu za wolność, jakiej doświadczyłem. Pan umieścił mnie w małym kościółki i tam wzrastam w poznaniu Pana. Szczególnej funkcji nie mam. Prowadzę służbę wśród uzależnionych, głosząc im ewangelię. Zabieram ich do domu i opiekuję się nimi. Jest to trudne zajęcie, ale uczę się tego, bo wiem, że Pan chce mnie używać w tym kierunku. Już nie jestem egoistą tak jak kiedyś. Jezus pozwala mi troszczyć się o innych. Lubię spędzać czas z Panem w modlitwie i przy Piśmie Świętym, i to też jest cud. Moim szczęściem jest być blisko Boga i w tym kierunku zmierzać. Często dziękowałem Bogu za uzdrowienie mówiąc: „Panie dziękuję, że mnie uzdrowiłeś. Powracam, jak ten jeden z dziesięciu uzdrowionych trędowatych. Dziękuję.” Cudownie jest żyć z Jezusem. Kocham Go i pragnę zmierzać do Jego bram. Amen.